sobota, 3 listopada 2007

NOWE ZYCIE :) not unless on lsd

to moje pierwsze slowa napisane w moim nowym zyciu.  w zyciu bloggowym.  pisze to z tym calkowitym wszechogarniajacym mnie uczuciem,  iz cokolwiek pojawi sie za kolejna spacja, przecinkiem 
czy literka pozostanie na zawsze tylko dla mnie. 
jest mi z tym dobrze.  moze uda mi sie byc tutaj, w moim nowym zyciu, lepsza osoba niz jestem? a moze bede gorsza osoba.  jakis bede.  czy moge negowac wszystko czym jestem w prawdzimym swiecie? czy faktycznie moge sprawic, ze moje nowe bloggowe zycie, zamieniane na 010101010111100001010 w sieci gdzies sobie bedzie i bedzie tam tak dlugo jak jak bede chcial pisaci czytac? fajnie jest, ze moge sprawic, ze moja mysl przy pomocy odpowiedniego urzadzenia przybiera taka forme jak na przyklad kropka na koncu tego zdania. to jest moja kropka. ciekawe, czy moje bloggowe zycie tak samo nagle zniknie jak sie pojawilo?
czy ten wpis jest jednym z ostatnich? czy teraz jak to pisze, czy juz wiem, ze bede pisal dalej czy to 
jest ostatnie zdanie? nie teraz doslownie, ale za chwile... jutro moze. co mialoby sprawic, ze bedac tak
bardzo niekonsekwentna osoba jaka jestem mialbym pisac dalej? a co mi zawsze robilo? czego zawsze chcialem? zawsze chcialem wolnosci... bezkresnej.
zupelnie wolnej woli. ale takiej naprawde nie skrepowanej. niczym. chcialbym moc miec, robic. posiadac? jako narzedzie bardziej niz cel sam w sobie.  raczej na pewno. czy to co daje mi to urzadzenie, ten 'internet', to 'nowe' (lepsze? gorsze? inne?) bloggowe zycie bedzie taka wolnoscia? czy bedzie mi sie chcialo tutaj jeszcze wracac.. chcialbym nauczyc sie myslec o tym texcie jako o tylko moim. takim, ktorego nikt inny nigdy wiecej nie przeczyta. moze wtedy uda mi sie stworzyc text o mnie dla mnie? ciekawe, czy mozna zyc, zeby pisac cos, czego nikt innyc oprocz mnie samego nigdy wiecej nie przeczyta. tak zeby byc zupelnie obietywnym wobec siebie i innych. czy mozna zupelnie wyzbyc sie uprzedzen? uprzedzenia. paskudne slowo. lubie kiedy moge mowic tak jak teraz. glosno i wyraznie. zawsze oczekuje, ze bede uslyszany. a teraz, chcialbym pisac to ze swiadomoscia, ZE NIE MUSZE i ze nie bede :)
czy wtedy moge byc bardziej infantyly? czemu uzywam tego slowa? ciekawe. ble ble bel.
kurde, chcialbym sobie jutro tutaj wrocic.. moglym sobie pisac, bez kozery - o wszsytkim. :) o tym, ze nigdy bym tego bloga nie zalozyl, gdyby nie 1.5lsd ktore zjadlem. jezeli tu wroce, to chcialbym sprawdzic.. w sumie to nie ma sensu. nic by to nie zmienilo. nie bede szukla. aaa... jednak bede. :) tak zrobie. ciekawe, czy wogole, a jezeli tak to jaka, istnieje jakas forma sztuki okreslana mianem... kwasnej? tak jak rozmawialismy z kamilem i sylwestrem, ze sa takie rzeczy, ktore sie widzi lub ... kurde. widzi sie. ja sam widzialem rzeczy ktorych wiem, ze tam nie bylo. nie mialo prawa byc i nie my lsd wymyslilismy. wiec jakie formy przezyly? czy to co daje nam kwas.. a jest to cos.. niesamowitego, czy to moglo inspirowac do czegos dobrego? czy mozna przekłuc kwas w cos dobrego? cos, co przyniese jakaz dobra artosc, co wniesie cos dobrego to 'tego wszystkiego'? teraz wszystko skojarzylo mi sie niegatwnie. ze to narkotyk, ze to samo zlo. czy to jest moje uprzedzenie? dlaczego mam ufac i wierzyc innym ludziom, ktorzy nie doswiadczyli tego nigdy wczesniej? dlaczego nie moge sobie po prostu byc. dlacaego wymagane jest odemnie tak wiele rzeczy, ktore tak naprawde nie sa ani mi ani moi najblizszym do niczego potrzebne. zwiekszamy ten komfort zycia, przedluzamy to wszystko w nieskonczonosc. otaczamy sie tym przedmiotami. a co by sie stalo, gdyby okazalo sie, ze mozemy bez tych wszystkich rzeczy zyc dalej? ze mozemy, wiedzac juz jakie sa i do czego sluza te wszytkie tysiace rzeczy przez nas wytworzonych, takich jak ten komputer z ktorego teraz korzystam po prostu zrezygnowac z nich? z dnia na dzien. nie musiec posiadac. nie musiec miec. po prostu byc. spacerowac moze? na pewno wiecej byloby miejsca w moim zyciu. na wszsytko inne. tylko co wtedy? ojejku. wlasnie, moze ja mam jakis problem ze soba. moze fakt, ze nie potrafie podolac tym wszystkim wyzwaniom stawianym przede mna prze trzecie osoby, teraz karze mi je zanegowac? cholera. nie jestem osoba ktora osiagnela sukces. na zadnej plaszczyznie. chociaz mam satysfakcjee z pracy z dziecmi. pamitam 6 klase podstawowki z Miłoradza. i I gimnazjum. ten dzien, kiedy zabralem 4 osoby na ta osiedlowa olimpiade z angielskiego. jak te osoby sie cieszyly. byly radosne. cieszylem sie wtedy. z nimi. to byl moj sukces, tak samo jak ich. wiem, ze to bylo dobre. albo stworki w 1,2 i 3 klasie... oni byli tacy niewinni. bez tych cholernych plastikowych obrozy na szyi. fuck. obroza na szyi u dziecka... wow. grubo. dobry kwas :) ja nie moge. koncze. moze zaraz moze nigdy. by